Praca, dużo pracy...
Witajcie po długim czasie i uwierzcie, że był to bardzo ale to bardzo pracowity czas. Przez ostatnie kilka tygodni nie wiadomo było w co ręce włożyć. Szalowanie, skręcanie wieńców, folia, zbrojenie i jego wiązanie itp. itd. Zdecydowaliśmy też, że robimy schody betonowe. Więc doszła praca przy schodach. Codziennie zmęczeni usypialiśmy po przyłożeniu głowy do poduszki. Jednak zmęczenie fizyczne to nic w porównaniu do zmęczenia psychicznego. Ciągłej obawy czy wszystko się uda, pójdzie zgodnie z planem, czy nie będzie żadnej obsuwy. Ale przecież większość z Was przeżywa to samo co ja. Jak zaczynałam przygodę z budową a właściwie z załatwianiem wszystkich formalności, wybrany przeze mnie pan adaptujący (załatwiający za mnie większość papierów) powiedział mi jedno zdanie, które do dziś siedzi mi w głowie. "Gratuluję i współczuję." Święte słowa... budowa domu super przeżycie ale ile nerwów.
Powiem tak; baliśmy się o strop. Czy wytrzymają stemple, czy nie będzie ich za mało, porozsychane deski, termin na beton nie ten co chciałam a więc problem z ludźmi (budujemy sami jak większa akcja szukamy pomocy u rodziny, znajomych), pogoda upalna jak diabli. OK. 1.07 ludzie nazbierani, betoniarnia dogadana, LEJEMY STROP. Skończyliśmy ok 14, głaskanie, temperatura ok. 30 stopni, beton schnie za rękami. O 16 już polewamy. a na drugi dzień co? Deszcz i tak jest do dziś. Dawno się tak z deszczu nie cieszyłam, więc teraz trochę zdjęć.
Nasze schody do nieba :)